To, co się dzieje z Legią Warszawa, można określić materiałem na film. Rzecz jasna chodzi o materiał na dramat. Mistrzowie Polski przegrali właśnie siódme ligowe spotkanie z rzędu – tym razem 3:2 w Zabrzu.
Co się dzieje z Legią?
Trudno wytłumaczyć to, co się dzieje w Warszawie. Legia w ostatnich latach zdominowała polską ligę. Niektórzy mogą powiedzieć, że poniekąd to efekt słabości konkurencji, ale nie wnikajmy w szczegóły. Jeżeli drużyna zdobywa mistrzowski tytuł, to znaczy, że danym sezonie była najlepsza. Nie można nikogo deprecjonować za to, że rywale prezentowali się słabo.
Często mówi się o tym, jak zwariowaną ligą jest polska i wypada się z tym zgodzić. Można również powiedzieć, że to jeszcze potęguje szok związany z wynikami mistrzów kraju. Oczywiście transfery Legii pozostawiają wiele do życzenia. Tak samo można też mówić o zarządzaniu klubem. Uczciwie należy jednak stwierdzić, że skala katastrofy jest trudna do opisania. Zresztą nie zapominajmy o tym, że Legia w sierpniu awansowała do fazy grupowej Ligi Europy. To nie jest do końca tak, że piłkarze do niczego się nie nadają.
Można też pokusić się o stwierdzenie, zgodnie z którym europejskie puchary pomogły klubowej kasie, a obecnie stanowią niemały problem. Krótko mówiąc, już w czwartek trzeba zmierzyć się na wyjeździe z Leicester. Legia zajmuje obecnie drugie miejsce w grupie, ale lokata ta wydaje się niemal niemożliwa do utrzymania. Zresztą osiągnięcie trzeciej pozycji również nie będzie łatwe – zdobyte 6 punktów do tego nie wystarczy. Z drugiej strony już w niedzielę czeka mecz u siebie z Jagiellonią. Jagiellonią, która nie błyszczy, ale czy ma to jakieś wielkie znaczenie?
Niechlubna historia
Porażka w Zabrzu 3:2 sprawiła, że Legia wyrównała najdłuższą passę ligowych porażek. Być może ktoś zadaje sobie pytanie, kiedy ostatni raz Legia przegrała w lidze siedem razy z rzędu? Trudności z przypomnieniem sobie takiej serii są jak najbardziej zrozumiałe, bo trzeba wrócić do 1936 roku.
Czy podczas meczu z Jagiellonią będziemy mieli do czynienia z pobiciem niechlubnego rekordu?