W ostatnią niedzielę mieliśmy finał mistrzostw Europy, co trzeba uznać za zakończenie sezonu 2020/21. Trzeba też przyznać, że jest to zakończenie, o którym będzie mówiło się długo.
Jak to jest z tymi karnymi?
Czasami można usłyszeć stwierdzenie, zgodnie z którym jakiś znany sportowiec nie jest robotem. Dzieje się tak, gdy dojdzie do jakiegoś niespodziewanego pudła.
Oczywiście nikt nie jest robotem i można pokusić się o stwierdzenie, zgodnie z którym jest to klucz do rzutów karnych. Z jednej strony mówi się o loterii, a z drugiej o umiejętności wykonywania karnych. Każda osoba ma prawo do własnej opcji, ale czy nie jest przypadkiem tak, że prawdę znajdziemy pośrodku?
Weźmy sobie za przykład rozpoczynanie karnych – niektórzy twierdzą, że drużyna rozpoczynająca karne ma przewagę. Pewnie rzeczywiście tak jest, ale to temat na dłuższą dyskusję. Pojawia się też pytanie, kto ma strzelać karne? Postawić na doświadczenie? Zaufać treningom? Spytać, kto się czuje na siłach? Pytań jest mnóstwo i co najgorsze, trudno mówić o odpowiedziach.
Co się wydarzyło?
To wszystko jest ważne w kontekście tego, co miało miejsce w finale. Gdyby ktoś nie wiedział, karne zakończyły się wynikiem 3:2 dla Włochów. Piłkarze się nie popisali – 5 strzelonych karnych na 10 to nie jest częsty wynik. Niemniej uwaga koncentruje się na Anglikach, co zresztą zrozumiałe, bo przegrali. Nie sposób też przejść obojętnie obok listy strzelców – Rashford i Sancho zostali wprowadzeni specjalnie na rzuty karne – obaj nie trafili. Nie strzelił też Saka i co szokujące, dla tego zawodnika był to pierwszy rzut karny w seniorskiej karierze. Jakby tego było mało, jako szósty miał strzelać Pickford.
Gareth Southgate robił wiele, aby pokazać, że do karnych można się przygotować. Końcowy efekt okazał się jednak odwrotny od zamierzonego.